Cztery światy
Ciąg dalszy przygód Drużyny Avatara Aanga tuż po wygraniu wojny z Narodem ognia i pokonania Władcy Ognia Ozai. Zobacz przez jakie zmiany muszą przejść bohaterzy.
Świat potrzebuje równowagi.
niedziela, 23 grudnia 2018
środa, 6 sierpnia 2014
KATAKLIZM - CZĘŚĆ 1.
NARÓD OGNIA:
- Obrzeża Żarzącej Wyspy
Tuż przy krańcu gorącej, piaszczystej plaży, przyjaciele Avatara spotkali się nocą, by pożegnać Aanga. Zasiedli w okół ogniska pod wielkimi kamieniami, by zrobić miejsce dla Appy. Aang jak zwykle, nie miał przy sobie bagaży, jedynie swoją niebieską lotnię i Momo.
Po dokładnym sprawdzeniu siodła Appy, powolnym krokiem zwrócił się w stronę swoich przyjaciół.
- Dziękuje kochani za przyjęcie mnie na wasz ślub. - Odezwał się po chwili.
- Zawsze jesteś mile widziany! - Odpowiedział Zuko.
- Tak! Gdyby nie ty, szalona Azula odebrała by nam Zuko tym swoim "pffff! Bam! Szszszszsz....!" - Sokka zaprezentował swoim łamanym stylem magię ognia.
- Tak, doskonale wyczułeś kłopoty.. - Dołączyła Katara.
- Tak, ma się ten dar. - Odparł, drapiąc się po szyi.
- To co Iskrzące Paluszki, baw się tam dobrze bez nas! - Wtrąciła się Toph, dając przyjacielowi sójkę w bok.
- Tak, bez nas na pewno dobrze się nie bawi! Pewnie leży na ziemi i prosi duchy by przywiały mnie do niego, bo jemu jest tak nudno jak wam wtedy gdy uczyłem się u mistrza Piandao! - Dodał Sokka.
- Tak masz rację. - Odpowiedział Aang ze śmiechem.
- Aang? Kiedy znów się spotkamy? - Zapytała Katara.
- Na pewno niedługo! - Pocieszył przyjaciółkę.
- Wysyłaj częściej sokoła. - Poprosił Zuko.
- Obiecuję, że będę. - Odparł avatar i wskoczył zwinnie na Appę.
- Aang! Aang! Zaczekaj! - Z daleka zaczęły dobiegać głosy pewnej osoby.
- Ty Lee?! - Zdziwił się każdy na widok cyrkówki.
- Aang! Mogłabym lecieć z Tobą? - Zapytała gdy tylko dobiegła do gromady.
- Oczywiście! Mogę podrzucić cię do Ba Sing Se! - Odpowiedział i natychmiast wyciągnął ręke w stronę dziewczyny.
- Och, No dobrze...
Avatar pożegnał przyjaciół miłym gestem oraz energicznie pomachał rękoma, po czym wydał rozkaz i bizon wzniósł się w górę. Hop! Hop!
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ:
Słońce dzisiejszego dnia dotarło już do zenitu co oznaczało nic innego co południe. Nieznośnie nagrzane powietrze otaczało pierzyste, białe chmury. Appa leciał z wyciągniętym wielkim, różowy jęzorem. Momo leżał oparty o ścianę siodła, kładąc na swojej malutkiej głowie kawałek materiału. Aang medytował w ciszy i skupieniu, a spocona Ty Lee wpatrywała się w obłoki.
Do Ba Sing Se daleka droga, co doprowadzało to do szału każdego z podróżnych, który wspomni to w swojej głowie.
W końcu nie wytrzymała Ty Lee. Bezszelestnie podniosła się i wychyliła za siodło bizona, mając nadzieję że tutaj będzie jej lepiej. Lecz nic sie nie zmieniło. Dziewczyna pogodziła się z gorącym dniem i ciężko westchnęła. Aang skończył medytowanie wraz z westchnieniem towarzyszki. Szybko zorientował się, że musi być jej strasznie gorąco, bo w poza swoim ciałem jest zimno prawie że tak jak bez futra na biegunach. Aang puścił wiązkę zimnego, przyjemnego powietrza, która szybko ocuciła Ty Lee. Dziewczyna w ramach podziękowania zaśmiała się.
- Nie ma za co, do usług. - Aang przyjął otuchę Ty Lee za podziękowanie.
- Gdzie zamierzasz teraz lecieć? - Odezwała się po pewnym czasie cyrkówka.
- Zaraz po tym jak odwiozę Cię do Ba Sing Se to mam zamiar wrócić do Narodu Ognia. - Odpowiedział z mieszanymi uczuciami.
- Czy będziesz teraz ścigał Azulę? - Zapytała potulnie.
- Tak, będę.
- Aang, bo ja.. Bo ja.. Bo ja nie chcę wracać do Ba Sing Se. - Oznajmiła.
- W takim razie gdzie mam Cię podwieźć?
- Nigdzie. Chciałabym lecieć z Tobą. Pomogę Ci z Azulą i innymi!
- No nie wiem...
- Aang, ja nie mam po co wracać, nie mam nikogo! Proszę, pozwól mi lecieć z Tobą! - Wybłagała dziewczyna.
- W takim razie zawracamy.. - Oznajmił Avatar po chwili namysłu - Appa! Hop! Hop!
KRÓLESTWO ZIEMI:
- Ba Sing Se
Od kilku dni, w stolicy Królestwa Ziemi Ba Sing Se panują niewyjaśnione zaginięcia. Bez królowej Toph mieszkańcy nie wiedzą jak reagować, co robić. Na murach obronnych stanęła podwójna liczba strażników Dai Li. Od kiedy Król Kuei opuścił Królestwo Ziemi wraz ze swoim najwierniejszym, misiowatym przyjacielem, Ba Sing Se liczyło jedynie na Toph, która nie powróciła jeszcze z Narodu Ognia.
Mieszkańcy byli przerażeni.
Pewnej, dosyć niepokojąco cichej nocy, przed murami Ba Sing Se zaczęły wydobywać się przeraźliwe odgłosy. Strażnicy Dai Li zniknęli co do jednego. Odważni mężczyźni i magowie ziemi wyszli z domów, by sprawdzić co się dzieje. Gdy dotarli na ostatni, zewnętrzny mur, ugięły się wszystkim z niedowierzenia kolana.
- O nie! - wymsknęło się jednemu.
Mury stolicy znów zostały zaatakowane. Magowie ognia wraz ze strażnikami Dai Li burzyli już ich słabe zabezpieczenia. Na czołówce stała księżniczka Azula, po jej prawicy Mai, a natomiast lewicę przejęła Suki.
Wzburzone dziewczyny, pragnące zemsty na swych ukochanych, pragnęły zadać im ból poprzez zrównanie Ba Sing Se z ziemią. Azula powróciwszy do Narodu Ognia, zebrała wiernych wojowników, którzy służyli jej a także Ozai'emu podczas przygotowań do
przelotu Komety Sozina. Dai Li w ciągu dalszym byli sługami i wysłannikami księżniczki. Za jej przedziwne zachcianki i rozkazy byli w stanie oddać życie.
Zebrawszy potężną, nową armię Azuli. Księżniczka znów w stu procentach pewna siebie ruszyła na podbój Ba Sing Se.
Po pierwszych efektach burzenia, magowie ognia wtargnęli na teren stolicy. Nie zwracając na nic uwagi niszczyli i palili wszystko w okół siebie, a podążający za nimi Dai Li rujnowało wszystko.
Wszystkich magów ziemi pojmywano tak jak przed kilkoma laty, a ludzi którzy stawiali się za swoim narodem zabijano bez wyjątków.
Granitowe niebo z błyszczącymi jak diamenciki gwiazdami zasłoniła ogromna, szara chmura. Ogień pożerający cały dobytek mieszkańców, swoją mocą rozwidniał miasto.
Krzyki, przerażenie, prośba o oszczędzenie życia dominowała tamtejszej nocy. Nikt nie mógł pomóc niewinnym ludziom, jedynie mogli liczyć na samych siebie lecz magowie ognia znów odebrali ich całą wiarę.
Azula natomiast stała w bezpiecznej odległości, przyglądając się dokładnie zaplanowanym przez siebie napadzie. Śmiała się wręcz z pogardą i odrobiną zwycięstwa.
Nagle na tle księżyca coś przemknęło. Raz, drugi, trzeci. Aż w końcu ktoś leciał w stronę kataklizmu z warkotem.
To Avatar z jego towarzyszką.
Jednym wielkim podmuchem zgasił większość pożaru.
Rozejrzał się porządnie i zabrał się za wyeliminowanie dawnych wrogów.
Ty Lee w środku całego zamieszania wyłapała Suki. Natychmiast podążyła by zmierzyć się ze starą rywalką.
- Myślisz chłopczyku, że zdołasz w pojedynkę zgładzić całą moją armię? - zapytała znienacka Azula, bawiąc się przy okazji swoim ognistym batem.
- Jeśli będzie trzeba, zgładzę nawet i Ciebie. - odparł z charkotem.
- W takim razie powodzenia! - odparła i rzuciła w Avatara potężną kulą ognia i zniknęła w tłumie.
Aang rozejrzał się jeszcze raz. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że najeźdzcy zajmują już cały teren aż do wewnętrznego muru i ma małe szanse na pokonanie całej armii...
A teraz taka krótka ode mnie informacja!
Bardzo przepraszam, że musieliście czekać tak długo na ten krótki rozdział. Postaram wziąźć się w garść i systematycznie dodawać kolejne rozdziały.
Jak zawsze oczekuje od was szczere komentarze :)
Dziękuje i pozdrawiam was!
- Obrzeża Żarzącej Wyspy
Tuż przy krańcu gorącej, piaszczystej plaży, przyjaciele Avatara spotkali się nocą, by pożegnać Aanga. Zasiedli w okół ogniska pod wielkimi kamieniami, by zrobić miejsce dla Appy. Aang jak zwykle, nie miał przy sobie bagaży, jedynie swoją niebieską lotnię i Momo.
Po dokładnym sprawdzeniu siodła Appy, powolnym krokiem zwrócił się w stronę swoich przyjaciół.
- Dziękuje kochani za przyjęcie mnie na wasz ślub. - Odezwał się po chwili.
- Zawsze jesteś mile widziany! - Odpowiedział Zuko.
- Tak! Gdyby nie ty, szalona Azula odebrała by nam Zuko tym swoim "pffff! Bam! Szszszszsz....!" - Sokka zaprezentował swoim łamanym stylem magię ognia.
- Tak, doskonale wyczułeś kłopoty.. - Dołączyła Katara.
- Tak, ma się ten dar. - Odparł, drapiąc się po szyi.
- To co Iskrzące Paluszki, baw się tam dobrze bez nas! - Wtrąciła się Toph, dając przyjacielowi sójkę w bok.
- Tak, bez nas na pewno dobrze się nie bawi! Pewnie leży na ziemi i prosi duchy by przywiały mnie do niego, bo jemu jest tak nudno jak wam wtedy gdy uczyłem się u mistrza Piandao! - Dodał Sokka.
- Tak masz rację. - Odpowiedział Aang ze śmiechem.
- Aang? Kiedy znów się spotkamy? - Zapytała Katara.
- Na pewno niedługo! - Pocieszył przyjaciółkę.
- Wysyłaj częściej sokoła. - Poprosił Zuko.
- Obiecuję, że będę. - Odparł avatar i wskoczył zwinnie na Appę.
- Aang! Aang! Zaczekaj! - Z daleka zaczęły dobiegać głosy pewnej osoby.
- Ty Lee?! - Zdziwił się każdy na widok cyrkówki.
- Aang! Mogłabym lecieć z Tobą? - Zapytała gdy tylko dobiegła do gromady.
- Oczywiście! Mogę podrzucić cię do Ba Sing Se! - Odpowiedział i natychmiast wyciągnął ręke w stronę dziewczyny.
- Och, No dobrze...
Avatar pożegnał przyjaciół miłym gestem oraz energicznie pomachał rękoma, po czym wydał rozkaz i bizon wzniósł się w górę. Hop! Hop!
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ:
Słońce dzisiejszego dnia dotarło już do zenitu co oznaczało nic innego co południe. Nieznośnie nagrzane powietrze otaczało pierzyste, białe chmury. Appa leciał z wyciągniętym wielkim, różowy jęzorem. Momo leżał oparty o ścianę siodła, kładąc na swojej malutkiej głowie kawałek materiału. Aang medytował w ciszy i skupieniu, a spocona Ty Lee wpatrywała się w obłoki.
Do Ba Sing Se daleka droga, co doprowadzało to do szału każdego z podróżnych, który wspomni to w swojej głowie.
W końcu nie wytrzymała Ty Lee. Bezszelestnie podniosła się i wychyliła za siodło bizona, mając nadzieję że tutaj będzie jej lepiej. Lecz nic sie nie zmieniło. Dziewczyna pogodziła się z gorącym dniem i ciężko westchnęła. Aang skończył medytowanie wraz z westchnieniem towarzyszki. Szybko zorientował się, że musi być jej strasznie gorąco, bo w poza swoim ciałem jest zimno prawie że tak jak bez futra na biegunach. Aang puścił wiązkę zimnego, przyjemnego powietrza, która szybko ocuciła Ty Lee. Dziewczyna w ramach podziękowania zaśmiała się.
- Nie ma za co, do usług. - Aang przyjął otuchę Ty Lee za podziękowanie.
- Gdzie zamierzasz teraz lecieć? - Odezwała się po pewnym czasie cyrkówka.
- Zaraz po tym jak odwiozę Cię do Ba Sing Se to mam zamiar wrócić do Narodu Ognia. - Odpowiedział z mieszanymi uczuciami.
- Czy będziesz teraz ścigał Azulę? - Zapytała potulnie.
- Tak, będę.
- Aang, bo ja.. Bo ja.. Bo ja nie chcę wracać do Ba Sing Se. - Oznajmiła.
- W takim razie gdzie mam Cię podwieźć?
- Nigdzie. Chciałabym lecieć z Tobą. Pomogę Ci z Azulą i innymi!
- No nie wiem...
- Aang, ja nie mam po co wracać, nie mam nikogo! Proszę, pozwól mi lecieć z Tobą! - Wybłagała dziewczyna.
- W takim razie zawracamy.. - Oznajmił Avatar po chwili namysłu - Appa! Hop! Hop!
KRÓLESTWO ZIEMI:
- Ba Sing Se
Od kilku dni, w stolicy Królestwa Ziemi Ba Sing Se panują niewyjaśnione zaginięcia. Bez królowej Toph mieszkańcy nie wiedzą jak reagować, co robić. Na murach obronnych stanęła podwójna liczba strażników Dai Li. Od kiedy Król Kuei opuścił Królestwo Ziemi wraz ze swoim najwierniejszym, misiowatym przyjacielem, Ba Sing Se liczyło jedynie na Toph, która nie powróciła jeszcze z Narodu Ognia.
Mieszkańcy byli przerażeni.
Pewnej, dosyć niepokojąco cichej nocy, przed murami Ba Sing Se zaczęły wydobywać się przeraźliwe odgłosy. Strażnicy Dai Li zniknęli co do jednego. Odważni mężczyźni i magowie ziemi wyszli z domów, by sprawdzić co się dzieje. Gdy dotarli na ostatni, zewnętrzny mur, ugięły się wszystkim z niedowierzenia kolana.
- O nie! - wymsknęło się jednemu.
Mury stolicy znów zostały zaatakowane. Magowie ognia wraz ze strażnikami Dai Li burzyli już ich słabe zabezpieczenia. Na czołówce stała księżniczka Azula, po jej prawicy Mai, a natomiast lewicę przejęła Suki.
Wzburzone dziewczyny, pragnące zemsty na swych ukochanych, pragnęły zadać im ból poprzez zrównanie Ba Sing Se z ziemią. Azula powróciwszy do Narodu Ognia, zebrała wiernych wojowników, którzy służyli jej a także Ozai'emu podczas przygotowań do
przelotu Komety Sozina. Dai Li w ciągu dalszym byli sługami i wysłannikami księżniczki. Za jej przedziwne zachcianki i rozkazy byli w stanie oddać życie.
Zebrawszy potężną, nową armię Azuli. Księżniczka znów w stu procentach pewna siebie ruszyła na podbój Ba Sing Se.
Po pierwszych efektach burzenia, magowie ognia wtargnęli na teren stolicy. Nie zwracając na nic uwagi niszczyli i palili wszystko w okół siebie, a podążający za nimi Dai Li rujnowało wszystko.
Wszystkich magów ziemi pojmywano tak jak przed kilkoma laty, a ludzi którzy stawiali się za swoim narodem zabijano bez wyjątków.
Granitowe niebo z błyszczącymi jak diamenciki gwiazdami zasłoniła ogromna, szara chmura. Ogień pożerający cały dobytek mieszkańców, swoją mocą rozwidniał miasto.
Krzyki, przerażenie, prośba o oszczędzenie życia dominowała tamtejszej nocy. Nikt nie mógł pomóc niewinnym ludziom, jedynie mogli liczyć na samych siebie lecz magowie ognia znów odebrali ich całą wiarę.
Azula natomiast stała w bezpiecznej odległości, przyglądając się dokładnie zaplanowanym przez siebie napadzie. Śmiała się wręcz z pogardą i odrobiną zwycięstwa.
Nagle na tle księżyca coś przemknęło. Raz, drugi, trzeci. Aż w końcu ktoś leciał w stronę kataklizmu z warkotem.
To Avatar z jego towarzyszką.
Jednym wielkim podmuchem zgasił większość pożaru.
Rozejrzał się porządnie i zabrał się za wyeliminowanie dawnych wrogów.
Ty Lee w środku całego zamieszania wyłapała Suki. Natychmiast podążyła by zmierzyć się ze starą rywalką.
- Myślisz chłopczyku, że zdołasz w pojedynkę zgładzić całą moją armię? - zapytała znienacka Azula, bawiąc się przy okazji swoim ognistym batem.
- Jeśli będzie trzeba, zgładzę nawet i Ciebie. - odparł z charkotem.
- W takim razie powodzenia! - odparła i rzuciła w Avatara potężną kulą ognia i zniknęła w tłumie.
Aang rozejrzał się jeszcze raz. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że najeźdzcy zajmują już cały teren aż do wewnętrznego muru i ma małe szanse na pokonanie całej armii...
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
A teraz taka krótka ode mnie informacja!
Bardzo przepraszam, że musieliście czekać tak długo na ten krótki rozdział. Postaram wziąźć się w garść i systematycznie dodawać kolejne rozdziały.
Jak zawsze oczekuje od was szczere komentarze :)
Dziękuje i pozdrawiam was!
/ Tokka .
wtorek, 15 lipca 2014
TAK CHCĘ!
KRÓLESTWO ZIEMI:
- Omashu
Od kilku godzin wszyscy bliscy i znajomi siedzieli przed komnatą małżeńską, czekając aż najlepsi specjaliści uzdrowią Zuko. Tym razem jego stan był o wiele gorszy niż ostatnio. Katara nie mogła tam wejść, nie mogła jemu pomóc. Siedziała w kącie korytarza i wytykała, że to wszystko jest jej winą, że to przez nią Zuko teraz walczy o życie. Zatykała uszy, bo nie mogła słuchać jak jej ukochany cierpi. Sokka wielokrotnie próbował pocieszyć siostrę lecz Katara ani drgnęła. Po kilku godzinach do komnaty wezwano Aanga.
Zuko już nie krzyczał, leżał spokojnie i z każdą sekundą bledniał. Uzdrowiciele zrobili wszystko co mogli i teraz z nadzieją wpatrywali się w ostateczną szansę. Aangowi w ułamek sekundy łzy napłynęły do oczu.
- Nie! To niemożliwe! - wykrzyczał chowając twarz w swoje dłonie. Jednakże szybko oprzytomniał, bo wiedział że ma mało czasu.
Avatar podszedł do łoża Władcy Ognia. Z szyi ściągnął drobny naszyjnik z małym flakonikiem. Wziął głęboki wdech i przypomniał sobie jak go wskrzesiła Katara po śmiertelnym piorunie Azuli. Wylał zawartość flakonu nad swoją dłoń. Magiczna woda zaczęła szybko krążyć, aż w końcu zabłysnęła. Zwinnym ruchem położył swoją dłoń na skaleczonej piersi przyjaciela. Wielka moc wydobyła się w tej chwili. Rozbłysł Aang, a tak że rana Zuko i w końcu cały pokój zaginął w białym świetle.
Po tym incydencie Avatar zasiadł na skraju łoża przyjaciela i skinął głową, by służba mogła wpuścić jego narzeczoną.
W wolnej chwili Zuko otworzył oczy i ujrzał dawno oczekiwanego przyjaciela. Uśmiechnął się tak mocno jak był w stanie. Skinął lekko głową i ledwo wypowiedział dwa słowa:
- Dziękuje Aang.
Do komnaty pośpiesznie wkroczyła Katara. Widząc, że jej ukochanemu nic już nie grozi, pocałowła go czule i przytuliła z całych sił. Zuko wydając z siebie ciche syknięcie z powodu bólu, po chwili oznajmił:
- Kataro... Pobierzmy się. Pobierzmy się jeszcze dziś!
- Oczywiście! - wydusiła z siebie zapłakana dziewczyna.
- Sokka? Moglibyśmy przejść się? - zapytała nieśmiało Toph.
- Jasne! To dobry pomysł, by rozprostować nogi. - oznajmił, wstając spod drzwi komnaty Zuko.
Kilka minut szli w ciszy przed siebie. Sokka podążał za kamieniem, kopanym przez samego siebie, a Toph bacznie obserwowała drogę.
Tą niezręczną ciszę przerwała w końcu niewidoma:
- Sokka? Jak to teraz będzie? - zapytała głosem potulnej dziewczynki.
- Noo... Dziś pewnie ze ślubu nici! - odprał obojętnie, wzruszając ramionami.
- Ale nie chodzi mi o to... Chodzi o nas i być może o Suki.
- Co Suki ma teraz do tego? Z nami już jest przecież pozamiatane!
- Ale dla niej nie! Nie zdziwiło Cię to, że dołączyła do gangu Azuli?! Z dala można było poznać, że jest żądna zemsty!
- Co?! Pff! Toph proszę nie żartuj! - zaśmiał się wojownik.
- Nie żartuję. Tylko bądźmy już na prawdę ostrożniejsi.
- Dobrze, obiecuję Toph! Będę Cię bronił w dzień i w noc! - oznajmił harcersko Sokka.
- A właśnie! Mam dla Ciebie niespodziankę! Zamknij oczy i poczekaj tu chwilę! - oznajmiła znienacka Toph i zanurzyła się wśród ziemi - To dla Ciebie! - oznajmiła po chwili, a zza pleców wyciągnęła coś długiego i czarnego.
- To mój kosmiczny miecz! - zawołał - Ach! Kosmiczny mieczu! Tak bardzo za tobą tęskniłem! - zaczął przytulać swoją odnalezioną broń - Dziękuje! Dziękuję Toph! Mówiłem Ci już, że jesteś niesamowita?!
- Tak. Możesz to mówić częściej... - odpowiedziała, drapiąc się po głowie.
- Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje! - Sokka wciąż skakał radośnie wokół Toph.
- Dobra, dobra! Starczy! - powiedziała, odpychając go z uśmiechem - To nic wielkiego! Woda wyrzuciła go na brzeg przy jakieś zatoce. - oznajmiła.
- Jesteś wspaniała! - uradowany Sokka podniósł Toph w górę.
W zamku znów panował wielki zamęt. Powstała kolejna szansa na dzisiejszy ślub. Zuko powraca w miarę do formy, a Katara jest wręcz w niebo wzięta.
Aang zjawił się w Omashu. Prócz dzisiejszego incydentu z księżniczką Azulą, dzień był idealny.
Wczesnym wieczorem wszyscy opuścili Omashu. Ani żywej duszy nie pozostawiono. Bałagan, pootwierane domy, targowiska... Gdzie wszyscy się podziali?
NARÓD OGNIA:
- Żarząca Wyspa
Otóż co się stało? Odpowiedź brzmiała: "Ślub odbędzie się na Żarzącej Wyspie!". Skąd taki pomysł? - Zobaczycie sami!
Po nie udanym weselu w Omashu, Zuko w ciągu dalszym pragnął poślubić swoją ukochaną, mimo tego co w tym dniu się wydarzyło.
W drodze na Żarzącą Wyspę, Władca Ognia przypomniał sobie również ważną rzecz w tym dniu. Jego matka, oraz to co powiedziała Azula:
" - Widziałam, że panna Noriko wraz z Kiyi przybyła do miasta...
- Kim jest Noriko?!
- Twoją matką. "
Na samą tę myśl Zuko wzdrygnął się, choć przypomniawszy sobie ten fragment zapytał samego siebie " Kim jest Kiyi? ". Natychmiast chciał zobaczyć się z swoją utęsknioną matką.
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ:
- Jesteś niesamowita! - powiedział z zaskoczenia Zuko, kładąc swoją dłoń na ramieniu Katary.
- Chciałam żebyśmy nigdy nie zapomnieli tego wyjątkowego dnia. - odparła.
- Po tym co się stało i co dla nas zrobiłaś nigdy nikt nie zapomni! To będzie nasza urozmaicona historia. - oznajmił z uśmiechem Władca Ognia i pocałował namiętnie ukochaną.
W tym czasie najważniejsze osoby tego dnia oraz ich rodzina zajęła dom, który przed laty był letnim domkiem rodziny królewskiej.
Sokka razem z Toph i Aangiem spacerowali po domu wspominając nie tak dawne przygotowania Avatara to przelotu Komety Sozina. Katara zaś znów zamknęła się sama w jednym z wielu pokoi, by odstresować się za pomocą ćwiczeń jogi. Najbliżsi młodej pary siedzieli na patio i byli częstowani jaśminową herbatą styja Iroh oraz wyczekiwali nadejścia kolejnej godziny ślubu swoich uciech.
Zuko siedział sam na brzegu plaży i wpatrywał się w niebyt na gwieździstym niebie. Zaś za jego plecami stanęła Ursa.
- Kto to? - zapytał wystraszony Zuko z zamachem.
- To ja. - oznajmiła ciepło matka, wychodząc na przeciw syna.
- Och. Przepraszam. - odparł, kładąc się na białym przez blask księżyca piasku, a Ursa zasiadła u jego boku.
- Jak już wiesz, nie chciałam was zostawić... - zaczęła matka. - Ozai kazał otruć własnego ojca byś tylko ty nie utracił życia, a on żeby mógł zasiąść na przeznaczonym dla niego tronie. Nie chiałam zabić Azulona, mimo jego okrutnych oczekiwań. Nie chciałam nikogo zabijać. Ale to był jedyny sposób by uratować Ciebie. A potem musiałam opuścić królestwo. Jak to twój ojciec wolał "wygnano mnie".
Jednakże ja tak na prawdę nie kochałam twojego ojca. Zanim się poznaliśmy, byłam szalenie zakochana w moim przyjacielu, który był nim od małego. Nazywał się Ikem. Ale pewnego dnia, gdy zamierzałam powiedzieć rodzicom o zaręczynach z Ikem, do mojego domu przybył Azulon z Ozaim... Gdy weszłam do jednego z pokoi, zastałam płaczącą na środku pokoju moją matkę. Kazała mi pójśc do szklarni. Tam zastałam mojego ojca z Azulonem i Ozaim. Twój dziadek po przedstawieniu się oznajmił, że miał problem ze znalezieniem potomków Avatara Roko.
Mędrcy Ognia powiedzieli jemu, że powiązanie wnuczki z jego synem przyniesie jakąś "Linię Krwi" o wielkiej mocy... I to się tylko miało sprawdzić po tym jak Azulon miał umrzeć... Książę Ognia Ozai zaszczycił moją rodzinę, prosząc o moją rękę.
Oczywiście z wielkim trudem zgodziłam się.
Gdy wyjeżdżaliśmy z miasta Azulon mówił o tej zacofanej wsi i nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła... Był to Ikem. Zablokował środek drogi, którą właśnie podążaliśmy i z trudem wydusił z siebie słowa:
"Władco Ognia Azulonie! Masz moją prawdziwą miłość w swojej karocie! Z całym szacunkiem, ale nie mogę pozwolić ci zabrać ją ode mnie!".
Po tym każdy stamtąd prócz mnie wyśmiał go, a Azulon kazał straży pozbyć się jego. Chciałam by przestali. Zwróciłam się Ozaia, że go zostawię lecz ma obiecać, że nie skrzywdzi go... dla mnie.. dla mojej miłości. Twój ojciec wydał rozkaz. Wybiegłam z płaczem z powozu i przystanęłam kilka metrów przed ukochanym. Ikem był zrozpaczony. Zaczął krzyczeć, że... że należymy do siebie. Cokolwiek mi oferują, to nie jest warte tego bólu. Odpowiedziałam, że decyzja zapadła i nie da się tego już odwrócić. Jednak nie zrezygnował. Spokojniejszym głosem zapytał, czy małżeństwo z Ozaim to jest to czego właśnie chcę, miałam jemu powiedzieć a on wróci do domu... Wtedy odpowiedziałam jemu, że z przyjemnością przyjęłam jego oświadczyny i z bólem wróciłam do wozu.
Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni.
Podczas wesela Ozai powiedział mi, że mam powiedzieć moim rodziecom "ostatnie słowa", ponieważ od teraz należałam do niego i do jego rodziny... Przeraziłam się. Odebrali mi miłość i rodzinę.
- Mamo... - Zuko nie wiedział co powiedzieć, więc wtulił się w jej matczyną pierś.
- Synku... Mam jeszcze coś dla Ciebie... Ale obiecaj mi, że przeczytasz to dopiero po waszym ślubie i miodowym miesiącu!
- Obiecuję. - przyrzekł Władca Ognia, a Ursa wyjęła zza pasa kopertę.
- Choć, już czas. - poinformowała sympatycznie i objęła syna ramieniem.
Znów rozbrzmiały weselne dzwony. Droga ku plaży została wyznaczona obfitymi, białymi kwiatami i długimi pędami białych wstążek zwieszających się z każdej lampy. Kilka kroków dalej rozchodził się biały dywan, a na nim rozrzucone płatki czerwonych róż. Po dwóch stronach przedzielonej plaży białym dywanem stali goście w przepięknych wizytowych strojach. Gwieździsta noc i księżyc w pełni z olśniewającym, białym blaskiem sprawiał, że biały piasek aż błyszczał oraz urozmaicał całą ceremonię. W końcu na skraju dywanu stanęła pierwsza Toph, a zaraz za nią pojawiła się Panna Młoda. Obie były ubranie w przepiękne, jasne suknie, a zdobiące je kwiaty sprawiały, że dziś były najpiękniejszymi kobietami w całym Narodzie Ognia.
Uśmiechały się od ucha do ucha, choć nie widać było ich białych zębów, które zasłaniały się za wachlażami. Na znak rozpoczęcia ceremonii gwiazda rozcięła morze granitowego nieba. Kolejne, mniejsze dzwony dołączyły się do rytmu pierwszego. Ruszyła mała Toph, wysypując z koszyczka kolorowe płatki kwiatów, pokrywając biel dywanu i przypadkowe płatki róż. Do boku Katary dołączył Hakoda, któremu poraz drugi podała rękę i ruszyli krokiem pasującym do rytmu weselnej melodii. Katara nie mogła powstrzymać się od łez. Starała się zasłaniać większość twarzy wachlażem, lecz jej makijaż mimowolnie nasiąkał. Po kilku krótkich minutach stanęła pod zgrabnym łukiem, tonącym we wstążkach i kwiatach. Zuko znów przejął ukochaną w ramiona. Już za dosłwonie kilka słów na ich palcach miała widnieć obrączka, przypieczętowująca ich miłość, ufność i wierność oraz i sam sakrament małżeństwa. Mędrzęc Ognia stanął przed nimi po raz drugi w dzisiejszym dniu. Zwinnie owinął ich splecione dłonie szkarłatną, jedwabną szarfą, po czym wziął głęboki wdech:
- Zebraliśmy sie tu dziś, by połączyć sakramentem małżeństwa Władcę Ognia Zuko oraz Katarę z Plemienia Wody...
- TAK! - przerwała zniecierpliwiona oraz mocno podekscytowana Katara.
- Tak! Tak! To takie piękne! - Sokka wybuchł płaczem w tym samym czasie i schował twarz w poduszkę, na której leżały dwa królewskie atrybuty. - Sokka! Nie bądź baba! - szturchnęła zaszlochanego chłopaka Toph.
- TAK! - odpowiedział także Zuko mimo w nie odpowiedniej kwestii.
- Yhh... Czy ktoś zna podwód, by ta para zakochanych nie miałaby pobrać się?
CISZA.
- W takim razie... Czy ty Władco Ognia Zuko, chcesz poślubić Katarę z Południowego Plemienia Wody?
- Tak, chcę. - odpowiedział spokojnie, zniecierpliwiony swej ukochanej Zuko i włożył złotą obrączkę na palec Katary
- Czy ty Kataro...
- TAK CHCĘ! - rzuciła Katara i pocałowała swojego męża.
W czasie splotu swoich dłoni, żona Władcy Zuko wsunęła jemu na palec złotą obrączkę.
POZWOLIŁAM SOBIE POŻYCZYĆ WĄTEK O URSIE Z KOMIKSU DALSZYCH CZĘŚCI AVATARA "Poszukiwanie Część 1" (chyba xD)
- Omashu
Od kilku godzin wszyscy bliscy i znajomi siedzieli przed komnatą małżeńską, czekając aż najlepsi specjaliści uzdrowią Zuko. Tym razem jego stan był o wiele gorszy niż ostatnio. Katara nie mogła tam wejść, nie mogła jemu pomóc. Siedziała w kącie korytarza i wytykała, że to wszystko jest jej winą, że to przez nią Zuko teraz walczy o życie. Zatykała uszy, bo nie mogła słuchać jak jej ukochany cierpi. Sokka wielokrotnie próbował pocieszyć siostrę lecz Katara ani drgnęła. Po kilku godzinach do komnaty wezwano Aanga.
Zuko już nie krzyczał, leżał spokojnie i z każdą sekundą bledniał. Uzdrowiciele zrobili wszystko co mogli i teraz z nadzieją wpatrywali się w ostateczną szansę. Aangowi w ułamek sekundy łzy napłynęły do oczu.
- Nie! To niemożliwe! - wykrzyczał chowając twarz w swoje dłonie. Jednakże szybko oprzytomniał, bo wiedział że ma mało czasu.
Avatar podszedł do łoża Władcy Ognia. Z szyi ściągnął drobny naszyjnik z małym flakonikiem. Wziął głęboki wdech i przypomniał sobie jak go wskrzesiła Katara po śmiertelnym piorunie Azuli. Wylał zawartość flakonu nad swoją dłoń. Magiczna woda zaczęła szybko krążyć, aż w końcu zabłysnęła. Zwinnym ruchem położył swoją dłoń na skaleczonej piersi przyjaciela. Wielka moc wydobyła się w tej chwili. Rozbłysł Aang, a tak że rana Zuko i w końcu cały pokój zaginął w białym świetle.
Po tym incydencie Avatar zasiadł na skraju łoża przyjaciela i skinął głową, by służba mogła wpuścić jego narzeczoną.
W wolnej chwili Zuko otworzył oczy i ujrzał dawno oczekiwanego przyjaciela. Uśmiechnął się tak mocno jak był w stanie. Skinął lekko głową i ledwo wypowiedział dwa słowa:
- Dziękuje Aang.
Do komnaty pośpiesznie wkroczyła Katara. Widząc, że jej ukochanemu nic już nie grozi, pocałowła go czule i przytuliła z całych sił. Zuko wydając z siebie ciche syknięcie z powodu bólu, po chwili oznajmił:
- Kataro... Pobierzmy się. Pobierzmy się jeszcze dziś!
- Oczywiście! - wydusiła z siebie zapłakana dziewczyna.
- Sokka? Moglibyśmy przejść się? - zapytała nieśmiało Toph.
- Jasne! To dobry pomysł, by rozprostować nogi. - oznajmił, wstając spod drzwi komnaty Zuko.
Kilka minut szli w ciszy przed siebie. Sokka podążał za kamieniem, kopanym przez samego siebie, a Toph bacznie obserwowała drogę.
Tą niezręczną ciszę przerwała w końcu niewidoma:
- Sokka? Jak to teraz będzie? - zapytała głosem potulnej dziewczynki.
- Noo... Dziś pewnie ze ślubu nici! - odprał obojętnie, wzruszając ramionami.
- Ale nie chodzi mi o to... Chodzi o nas i być może o Suki.
- Co Suki ma teraz do tego? Z nami już jest przecież pozamiatane!
- Ale dla niej nie! Nie zdziwiło Cię to, że dołączyła do gangu Azuli?! Z dala można było poznać, że jest żądna zemsty!
- Co?! Pff! Toph proszę nie żartuj! - zaśmiał się wojownik.
- Nie żartuję. Tylko bądźmy już na prawdę ostrożniejsi.
- Dobrze, obiecuję Toph! Będę Cię bronił w dzień i w noc! - oznajmił harcersko Sokka.
- A właśnie! Mam dla Ciebie niespodziankę! Zamknij oczy i poczekaj tu chwilę! - oznajmiła znienacka Toph i zanurzyła się wśród ziemi - To dla Ciebie! - oznajmiła po chwili, a zza pleców wyciągnęła coś długiego i czarnego.
- To mój kosmiczny miecz! - zawołał - Ach! Kosmiczny mieczu! Tak bardzo za tobą tęskniłem! - zaczął przytulać swoją odnalezioną broń - Dziękuje! Dziękuję Toph! Mówiłem Ci już, że jesteś niesamowita?!
- Tak. Możesz to mówić częściej... - odpowiedziała, drapiąc się po głowie.
- Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje! - Sokka wciąż skakał radośnie wokół Toph.
- Dobra, dobra! Starczy! - powiedziała, odpychając go z uśmiechem - To nic wielkiego! Woda wyrzuciła go na brzeg przy jakieś zatoce. - oznajmiła.
- Jesteś wspaniała! - uradowany Sokka podniósł Toph w górę.
W zamku znów panował wielki zamęt. Powstała kolejna szansa na dzisiejszy ślub. Zuko powraca w miarę do formy, a Katara jest wręcz w niebo wzięta.
Aang zjawił się w Omashu. Prócz dzisiejszego incydentu z księżniczką Azulą, dzień był idealny.
Wczesnym wieczorem wszyscy opuścili Omashu. Ani żywej duszy nie pozostawiono. Bałagan, pootwierane domy, targowiska... Gdzie wszyscy się podziali?
NARÓD OGNIA:
- Żarząca Wyspa
Otóż co się stało? Odpowiedź brzmiała: "Ślub odbędzie się na Żarzącej Wyspie!". Skąd taki pomysł? - Zobaczycie sami!
Po nie udanym weselu w Omashu, Zuko w ciągu dalszym pragnął poślubić swoją ukochaną, mimo tego co w tym dniu się wydarzyło.
W drodze na Żarzącą Wyspę, Władca Ognia przypomniał sobie również ważną rzecz w tym dniu. Jego matka, oraz to co powiedziała Azula:
" - Widziałam, że panna Noriko wraz z Kiyi przybyła do miasta...
- Kim jest Noriko?!
- Twoją matką. "
Na samą tę myśl Zuko wzdrygnął się, choć przypomniawszy sobie ten fragment zapytał samego siebie " Kim jest Kiyi? ". Natychmiast chciał zobaczyć się z swoją utęsknioną matką.
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ:
- Jesteś niesamowita! - powiedział z zaskoczenia Zuko, kładąc swoją dłoń na ramieniu Katary.
- Chciałam żebyśmy nigdy nie zapomnieli tego wyjątkowego dnia. - odparła.
- Po tym co się stało i co dla nas zrobiłaś nigdy nikt nie zapomni! To będzie nasza urozmaicona historia. - oznajmił z uśmiechem Władca Ognia i pocałował namiętnie ukochaną.
W tym czasie najważniejsze osoby tego dnia oraz ich rodzina zajęła dom, który przed laty był letnim domkiem rodziny królewskiej.
Zuko siedział sam na brzegu plaży i wpatrywał się w niebyt na gwieździstym niebie. Zaś za jego plecami stanęła Ursa.
- Kto to? - zapytał wystraszony Zuko z zamachem.
- To ja. - oznajmiła ciepło matka, wychodząc na przeciw syna.
- Och. Przepraszam. - odparł, kładąc się na białym przez blask księżyca piasku, a Ursa zasiadła u jego boku.
- Jak już wiesz, nie chciałam was zostawić... - zaczęła matka. - Ozai kazał otruć własnego ojca byś tylko ty nie utracił życia, a on żeby mógł zasiąść na przeznaczonym dla niego tronie. Nie chiałam zabić Azulona, mimo jego okrutnych oczekiwań. Nie chciałam nikogo zabijać. Ale to był jedyny sposób by uratować Ciebie. A potem musiałam opuścić królestwo. Jak to twój ojciec wolał "wygnano mnie".
Jednakże ja tak na prawdę nie kochałam twojego ojca. Zanim się poznaliśmy, byłam szalenie zakochana w moim przyjacielu, który był nim od małego. Nazywał się Ikem. Ale pewnego dnia, gdy zamierzałam powiedzieć rodzicom o zaręczynach z Ikem, do mojego domu przybył Azulon z Ozaim... Gdy weszłam do jednego z pokoi, zastałam płaczącą na środku pokoju moją matkę. Kazała mi pójśc do szklarni. Tam zastałam mojego ojca z Azulonem i Ozaim. Twój dziadek po przedstawieniu się oznajmił, że miał problem ze znalezieniem potomków Avatara Roko.
Mędrcy Ognia powiedzieli jemu, że powiązanie wnuczki z jego synem przyniesie jakąś "Linię Krwi" o wielkiej mocy... I to się tylko miało sprawdzić po tym jak Azulon miał umrzeć... Książę Ognia Ozai zaszczycił moją rodzinę, prosząc o moją rękę.
Oczywiście z wielkim trudem zgodziłam się.
Gdy wyjeżdżaliśmy z miasta Azulon mówił o tej zacofanej wsi i nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła... Był to Ikem. Zablokował środek drogi, którą właśnie podążaliśmy i z trudem wydusił z siebie słowa:
Po tym każdy stamtąd prócz mnie wyśmiał go, a Azulon kazał straży pozbyć się jego. Chciałam by przestali. Zwróciłam się Ozaia, że go zostawię lecz ma obiecać, że nie skrzywdzi go... dla mnie.. dla mojej miłości. Twój ojciec wydał rozkaz. Wybiegłam z płaczem z powozu i przystanęłam kilka metrów przed ukochanym. Ikem był zrozpaczony. Zaczął krzyczeć, że... że należymy do siebie. Cokolwiek mi oferują, to nie jest warte tego bólu. Odpowiedziałam, że decyzja zapadła i nie da się tego już odwrócić. Jednak nie zrezygnował. Spokojniejszym głosem zapytał, czy małżeństwo z Ozaim to jest to czego właśnie chcę, miałam jemu powiedzieć a on wróci do domu... Wtedy odpowiedziałam jemu, że z przyjemnością przyjęłam jego oświadczyny i z bólem wróciłam do wozu.
Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni.
Podczas wesela Ozai powiedział mi, że mam powiedzieć moim rodziecom "ostatnie słowa", ponieważ od teraz należałam do niego i do jego rodziny... Przeraziłam się. Odebrali mi miłość i rodzinę.
- Mamo... - Zuko nie wiedział co powiedzieć, więc wtulił się w jej matczyną pierś.
- Synku... Mam jeszcze coś dla Ciebie... Ale obiecaj mi, że przeczytasz to dopiero po waszym ślubie i miodowym miesiącu!
- Obiecuję. - przyrzekł Władca Ognia, a Ursa wyjęła zza pasa kopertę.
- Choć, już czas. - poinformowała sympatycznie i objęła syna ramieniem.
Znów rozbrzmiały weselne dzwony. Droga ku plaży została wyznaczona obfitymi, białymi kwiatami i długimi pędami białych wstążek zwieszających się z każdej lampy. Kilka kroków dalej rozchodził się biały dywan, a na nim rozrzucone płatki czerwonych róż. Po dwóch stronach przedzielonej plaży białym dywanem stali goście w przepięknych wizytowych strojach. Gwieździsta noc i księżyc w pełni z olśniewającym, białym blaskiem sprawiał, że biały piasek aż błyszczał oraz urozmaicał całą ceremonię. W końcu na skraju dywanu stanęła pierwsza Toph, a zaraz za nią pojawiła się Panna Młoda. Obie były ubranie w przepiękne, jasne suknie, a zdobiące je kwiaty sprawiały, że dziś były najpiękniejszymi kobietami w całym Narodzie Ognia.
Uśmiechały się od ucha do ucha, choć nie widać było ich białych zębów, które zasłaniały się za wachlażami. Na znak rozpoczęcia ceremonii gwiazda rozcięła morze granitowego nieba. Kolejne, mniejsze dzwony dołączyły się do rytmu pierwszego. Ruszyła mała Toph, wysypując z koszyczka kolorowe płatki kwiatów, pokrywając biel dywanu i przypadkowe płatki róż. Do boku Katary dołączył Hakoda, któremu poraz drugi podała rękę i ruszyli krokiem pasującym do rytmu weselnej melodii. Katara nie mogła powstrzymać się od łez. Starała się zasłaniać większość twarzy wachlażem, lecz jej makijaż mimowolnie nasiąkał. Po kilku krótkich minutach stanęła pod zgrabnym łukiem, tonącym we wstążkach i kwiatach. Zuko znów przejął ukochaną w ramiona. Już za dosłwonie kilka słów na ich palcach miała widnieć obrączka, przypieczętowująca ich miłość, ufność i wierność oraz i sam sakrament małżeństwa. Mędrzęc Ognia stanął przed nimi po raz drugi w dzisiejszym dniu. Zwinnie owinął ich splecione dłonie szkarłatną, jedwabną szarfą, po czym wziął głęboki wdech:
- Zebraliśmy sie tu dziś, by połączyć sakramentem małżeństwa Władcę Ognia Zuko oraz Katarę z Plemienia Wody...
- TAK! - przerwała zniecierpliwiona oraz mocno podekscytowana Katara.
- Tak! Tak! To takie piękne! - Sokka wybuchł płaczem w tym samym czasie i schował twarz w poduszkę, na której leżały dwa królewskie atrybuty. - Sokka! Nie bądź baba! - szturchnęła zaszlochanego chłopaka Toph.
- TAK! - odpowiedział także Zuko mimo w nie odpowiedniej kwestii.
- Yhh... Czy ktoś zna podwód, by ta para zakochanych nie miałaby pobrać się?
CISZA.
- W takim razie... Czy ty Władco Ognia Zuko, chcesz poślubić Katarę z Południowego Plemienia Wody?
- Tak, chcę. - odpowiedział spokojnie, zniecierpliwiony swej ukochanej Zuko i włożył złotą obrączkę na palec Katary
- Czy ty Kataro...
- TAK CHCĘ! - rzuciła Katara i pocałowała swojego męża.
W czasie splotu swoich dłoni, żona Władcy Zuko wsunęła jemu na palec złotą obrączkę.
OK. DZIĘKUJE ZA PRZECZYTANIE KOLEJNEGO ROZDZIAŁU! LICZĘ JAK ZAWSZE NA WASZE SZCZERE KOMENTARZE! :)
POZWOLIŁAM SOBIE POŻYCZYĆ WĄTEK O URSIE Z KOMIKSU DALSZYCH CZĘŚCI AVATARA "Poszukiwanie Część 1" (chyba xD)
/ Tokka .
poniedziałek, 30 czerwca 2014
NIESPODZIANKA.
KRÓLESTWO ZIEMI:
Ciemno, zimno, strasznie - tylko te słowa w tamtej chwili przychodziły Ty Lee na myśl.
Zmęczona wojowniczka wciąż mknęła przez las. Księżyc w pełni nadawał jemu jeszcze bardziej upiornego uroku. Przestraszona i wycienczona dziewczyna co chwilę wpadała wśród mokre krzewy i rowy. Mimo dobrej kondycji jej nogi odmawiały posłuszeństwa, a oczy orientacji. Jej wyobraźnia zaczęła szwankować, ciągle widziała przed oczyma rozłoszczoną Suki pragnącą uderzyć Ty Lee w twarz. W pewnej chwili upadała. Podczas lotu dostrzegła wyłaniającą się zza drzew mroczną, czarną jak niebyt postać. Za chwilę słyszała jak ktoś zbliża się do niej. Wojowniczka zaczęła krzyczeć "pomocy! pomocy!" lecz i tak wszystko na marne. Ty Lee postanowiła wstać po raz wtóry. Zacisnęła mocno obie dłonie w pięści i z wysiłkiem podniosła się. Nie chciała uciekać, ruszyła na atak jak to ją nauczono. Chcąc użyć na przeciwnika blokadę Chi, znów upadła do stóp postaci.
- Ty Lee? Co Ci sie stało?! Dlaczego jesteś tutaj?!
- Suki... Suki oszalała... ! - tylko tyle zdążyła powiedzieć zanim zemdlała.
Ty Lee ocknęła się dopiero po kilku godzinach na latającym bizonie Avatara. Na niebie widniały jeszcze odcienie nocy, choć ze wschodu w ciemno-niebieską barwę zachęły wchłaniać się kolory pomarańczy, różu i fioletu.
- Oo! Widzę, że już się obudziłaś! - powiedział piskliwie uradowany Aang.
- Co się stało? gdzie lecimy? - zapytała zdezorientowana dziewczyna.
- Znalazłem Cię dzisiaj w nocy samą w lesie - odpowiedział - Możesz mi powiedzieć co się stało? Dlaczego powiedziałaś, że Suki oszalała? - dopytywał się.
- Yhh... no tak. Suki... - przypominała sobie dzisiejszą noc - długa historia...
- Opowiadaj wszystko ze szczegółami - rozkazał Aang.
- Wczoraj Sokka oznajmił Suki, że już jej nie kocha. Potem gdy poszła się przejść zobaczyła go gdzieś w zakamarku jak całuje się z Toph. Wtedy oszalała. Przyszła wtedy do mnie i wszystko mi opowiedziała. Od tamtej pory o niczym innym nie mówiła jak o Socce i zemście. Nigdy w życiu jej takiej nie widziałam. Biło od niej takie zło i gorycz! - Oo.. nie... - wyszeptała po chwili. - Azula i Mai!
- Co takiego?! - ruszył się Aang.
- Azula i Mai! Spotkałam je jak uciekałam! One też były w lesie! - zaczęła krzyczeć i panikować Ty Lee.
- Jak to... przecież Azula jest we Wrzącej Skale! Jesteś pewna że to ona?!
- Tak! Tak! Jak nigdy w życiu! Zuko zwolnił ją z więzienia, ponieważ chce by jego ślub odbył się w pokojowych warunkach w Omashu. - ZUKO BIERZE ŚLUB?! - wyrwało mu się. - Choć nie wierzę w to, że Azula się zmieniła... - mówiła szybko.
- Oo nie... - wyszeptał Aang - Musimy zawracać! Appa! Hop!Hop! - wydał rozkaz i natychmiast zmienili kurs.
- Omashu
Dziś miał się odbyć wielki dzień dla Narodu Ognia, Południowego Plemienia Wody oraz i dla samego mista Omashu. Każdy mieszkaniec od białego świtu unosił się wielką radością i podnietą. Zmartwiona Katara do późnego ranka leżała w swoim łożu, myśląc co złego może się wydarzyć w tak szczególnym dniu. Tylko kilka godzin dzieliły ją od rozpoczęcia nowego etapu życia, a także dozgonnej miłości i wierności wobec Zuko, którego kochała ponad życie. Jej rozmyślenia przerwała Toph, która głośno wdarła się do sypialni panny młodej:
- Dziś jest twój wielki dzień! Zacznijmy zabawę! - wykrzyczała z rękoma wzniesionymi ku górze, a do pokoju weszła cała gromada gospodyń z potrzebnymi przyborami.
Wyciągnięto Katarę z łóżka i posadzono ją przed toaletką wyposażoną w rozmaite ozdoby i kosmetyki. Na początku kobiety zajęły się jej mokrymi, długimi włosami. Po trzech kwadransach jej włosy były już pięknie uczesane i wplecione zostały kwiaty Białego Lotosu od Stryja Iro. Następnie zajęto się malowaniem panny młodej, które zajęło zaledwie dwa kolejne kwadranse. Na koniec obrócono Katarę w stronę sukni ślubnej, która leżała idealnie na manekinie.
- Już czas... - wyszeptała uradowana Toph przez prawe ramię Katary.
W TYM SAMYM CZASIE...
Godzina przedpołudniowa, słońce zaczyna już prawie sięgać ku zenitowi. Misto ucichło nagle jak przed wielkim sztormem. Sokka i Zuko wybrali się na przechadzkę po słonecznym Omashu, oraz by pogawędzić jak mężczyzna z mężczyzną. Sokka, zauważył że przyszły mąż spoważniał i ucichł:
- Hej! Hej! Hej! Płomalu! Tylko nie mów, że się stresujesz?! - powiedział donośnie Sokka, dając sójkę w ramię przyjaciela Zuko.
- Płomalu? - zdziwił się - kto Cię tego nauczył?! - zapytał Zuko.
- No bo wiesz, jak byliśmy w Narodzie Ognia przed inwazją, Aang uczył nas jak się tam u was mówi... "płomalu", "tylko się nie wypal"... a nie ważne! - przerwał swoją wypowiedź chłopak z kucykiem.
- Hahaha! Pierwsze słyszę! - zaśmiał Się Zuko - Nie, nie stresuję się. - Odpowiedział z lekką skruchą.
- Płomiście! - odparł Sokka.
- Sokka... o co może się denerwować Katara? - zapytał z nienacka Władca Ognia.
- Katara? No wiesz to dziewczyna... Dziewczyny wszędzie znajdą powód, by nie dopuścić do ślubu! Nawet źle obcięty paznokieć! - odpowiedział machając energicznie rękami.
- Katara nie chce wychodzić za mąż?! - posmutniał.
- Nie! Tego nie powiedziałem! - zaprzeczył Sokka - Katara na pewno nie ma źle obciętego paznokcia!
- To czym może się martwić w tak ważny dzień w jej życiu?
- Może dlatego że nie ma Aanga? - strzelił.
- Nie, już jej to wytłumaczyłem. Obiecałem jej gdy tylko dostaniemy od niego wiadomość, to wszyscy złożymy jemu wizytę...
- A co z Azulą?! Ona nigdy jej nie ufała, zresztą tak jak ja! - powiedział chłopak z plemiena wody.
- Nie, nie... wie, że Azula jest w Ba Sing Se...
- Co?! Znów chce podbić Ba Sing Se?! - wzdrygnął się.
- Nie! Pojechała tam, by złożyć wizytę Mai i ją przeprosić...
- Do Mai?! - chłopak o mało co zemdlał - Jak to? Do Mai?! - W takim razie puszczą z dymem stolice!
- Azula się zmieniła... - próbował wymsknąć się Zuko.
- Na prawdę wierzysz w to?!
- Sam nie wiem... - powiedział Władca Ognia i spojrzał na niebo - Lepiej chodźmy, bo nie chcę spóźnić się na własny ślub!- odparł z uśmiechem.
Natomiast w powietrzu od dłuższego czasu krążył niezapowiedziany Aang i Ty Lee. Oboje są bardzo zdenerwowani tym co tej nocy przeżyła cyrkówka. Wierzą, że Azula nie wyszła z więzienia z pokorą i zmianą, tylko z podwójną chęcią zemsty. W Ba Sing Se nie widziano żadnych z poszukiwanych dziewczyn z Narodu Ognia, na dodatek zniknęła jeszcze Suki. Ty Lee zaczęła obawiać się najgorszego...
Zmienili kurs na Omashu. Nie daleko od bram Ba Sing Se znaleźli ślady co najmniej trzech ogromnych Węgorzy Ogarów zmierzających właśnie w daną stronę. Zniecierpliwieni ruszyli ich śladami.
- Niech zacznie się zabawa! - oznajmiła Azula do dwóch współpracowniczek, stojąc przed mostem, prowadzącym do Omashu.
- Aang spójrz! Tam są! - wskazała Ty Lee na trzy pragnące dokonania zemsty poszukiwane dziewczyny. Ruszyły właśnie powolnie mostem. - Aang! Szybko!
- Appa! Hop! Hop! - popędził bizona i lecieli już na drużynę Azuli.
- Azulo! Coś leci prosto na nas! - krzyknęła Suki widząc zbliżający się obiekt oraz silny powiew wiatru, który zrzucił je prawie z mostu.
- To Avatar. - odpowiedziała z pogardą w głosie, szykując się do walki.
- Azulo! Co ty tutaj robisz?! - spytał z daleka Aang.
- Już nie mogę pójść na ślub brata i przypieczętować tą chwilę drugą blizną na oku? - zapytała obojętnie.
- Nie pozwolę Ci na to! - krzyknął i wypuścił pierwsze języki ognia.
KATARA:
Już nadszedł ten czas. Dzwony od kilku minut wzywały, dopóki nie zastałam na ślubnym kobiercu. Ślubny kobierec. Dobrze pamiętam tamtą wróżbę... I oto wychodzę za potężnego maga!
Wszyscy zaproszeni goście zebrali się co do jednego. Sokka, jako drużba Zuko strasznie się już niecierpliwił. Samego Zuko pewnie zżerały nerwy. A ja? A ja stałam w oknie, denerwując się na samą siebie dlaczego mnie jeszcze tam nie ma.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do mojej komnaty. Do moich uszu dobiegł głos mojego księcia:
- Kochanie... - natychmiast odskoczyłam za drzwi, by mój ukochany mnie nie zobaczył - Hakoda czeka. - oznajmił i wycofał się. Za to próg drzwi zajął mój tata.
- Czy mogę poprowadzić pannę młodą do ołtarza? - zapytał, wychylając się zza drzwi i wyciągnął w moją stronę rękę.
Właściwie to sama nie wiem na co tyle czekałam. Wzięłam ostatni głęboki wdech, uniosłam długie szaty lekko do góry i w końcu opuściłam komnatę, podając dłoń tacie.
- Jestem z Ciebie taki dumny! - oznajmił, biorąc mnie pod rękę.
- Tak, wiem tato. Mówiłeś mi to ostatnio kilka razy.. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Nie mogę uwierzyć, że moja mała Katara wychodzi już za mąż. - powiedział sam do siebie.
- Ej! Tato! Co za "mała"?! - powiedziałam radośnie.
- Będziesz idealną królową. - oznajmił po dłuższej chwili ciszy.
- Wiesz, że nie na tym mi zależy, tylko na Zuko. - odpowiedziałam i w tym samym czasie wkroczyliśmy na biały dywan, a muzycy z biegunów rozpoczęli weselną piosenkę.
TA DA TA TA! TA DA TA TA! Ach! Co za przepiękna chwila! Jedyna taka magiczna chwila w moim życiu! Już za kilka kroków miałam znajdować się przy moim ukochanym! Oczywiście Zuko, Sokka i Toph czekali podekscytowani. A Toph wyglądała tak prześlicznie!
Moje rozmyślenia i fascynacje przerwał tata. Wyszeptał mi do ucha "Kocham Cię." i przekazał mnie Zuko.
ZUKO:
W końcu moja księżniczka zjawiła się! Wyglądała tak przepięknie! Czerwone szaty pasowały do cery mojej ukochanej. A te kwiaty! Kwiaty Białego Lotosu? Pomyślałem, że to są kwiaty oczywiście
od Stryja Iro, a od któż by to innego... Od razu podziękowałem jemu najszczerszym moim uśmiechem. Hakoda podszedł najbliżej jak mógł i przekazał w moje ramiona Katarę, od teraz jedyny, najważniejszy sens mojego życia. Nareszcie oboje splotliśmy nasze dłonie i z otuchą obróciliśmy się w stronę kapłana. Słyszałem radość i szlochanie za sobą naszych najbliższych. Sokka opierał się o Toph, by nie znaleźć się na ziemi. Natomiast Toph śmiała się z niego gardłowo. Mimo to, także była co prawda lekko wzruszona. Kapłan otwierał księgę, a także swoje usta lecz jego oczy zatrzymały się daleko za nami. Obróciliśmy się oboje, nie wypuszczając swoich dłoni z uścisku. Ale i tak o mało co potrzebowałbym reanimacji.
"Jak to?! Mama?!" pomyślałem w duchu.
Wybiła idealna godzina lecz w ciągu dalszym Katara i Zuko nie pobrali się. Za to każdego aż na widok nowego, nie zapowiedzianego gościa stojącego w bramie Omashu zmroziło.
- Mama? - Władca Ognia powtórzył pytanie z niedowierzeniem.
- Przepraszam. - powiedziała nowa kobieta po chwili, by dojść do pana młodego.
Każdy przyglądał się tej alternatywnej sytuacji. Zuko stał wciąż zmrożony, nie mogąc nic powiedzieć, a z jego miodowych oczu zaczęły wypływać strumienie łez.
- Jak ja mogłam do tego dopuścić... - skarżyła się kobieta, dotykając piętna na twarzy syna.
- Mamo! - dygotał się Zuko, aż wreszcie rzucił się na szyję właśnie odnalezionej rodzicielki.
Ten wzruszający moment przerwały hałasy wydobywające się spoza otwartych grot miasta. Wydawać się mogło juz od razu, że są to hałasy toczącej się właśnie walki. Zuko spojrzał zza ramienia matki.
"Azula" wzdrygnął się gdy zobaczył jak zwinnie skacze z zwierzęcia na zwierze, używając magii ognia w czyjąś stronę. Nagle wydobył się głośny ryk bizona. "Aang?" pomyślała Katara.
- Rozejdźcie się! Coś się dzieje! - oznajmił Hakoda.
- Mamo! Mamo! Biegnij do Zamku! Za chwilę wrócę! - rozkazał zdezorientowany Zuko.
- Dobrze. Ale wróć cały. - ostrzegła Ursa i pobiegła z małą dziewczynką, której nikt wcześniej nie zauważył.
Wszyscy goście skryli się w zamku. Natomiast Zuko, Katara, Toph, Sokka i Hakoda pobiegli w stronę walki. Rzeczywiście, były to zupełnie niespodziewane s osoby: Azula, Mai, Ty Lee, Sukki i Aang.
Walczyli ze sobą w sumie nie wiadomo o co. Aang zobaczywszy swoich przyjaciół wrzasnął bardzo głośno, przerwać to całe zamieszanie.
- Azula?! Aang?! - zwrócił się zdezorientowany Władca.
- Wszystkiego najlepszego braciszku! - oznajmiła Azula i zwinnie puściła w stronę brata strzałę ognia. - Widziałam, że panna Noriko wraz z Kiyi przybyła do miasta...
- Kim jest Noriko?! - zapytał, broniąc się.
- Twoją matką. - odparła i uderzyła oszołomionego brata.
Sytuacja bardzo się skomplikowała. Pierw Matka Zuko, potem siostra. Władca Ognia nie wiedział co robić. Chciał jak najszybciej znaleźć się przy matce i dowiedzieć co się z nią przez ten czas działo oraz chciał zrozumieć nieposkromioną Azulę. Aang zaczął wspomagać Zuko. Ty Lee wraz z Hakodą obezwładnili Mai. Natomiast Sokka i Toph stali oko w oko z rozwcieczoną Suki.
- Ty podły bydlaku! - wycedziła przez zaciśnięte szczęki i rzuciła pierwszym wachlarzem.
- Po co tutaj przyszłaś?! - wykrzyczał tworząc błyskawicę.
- Pogratulować mojej szwagierce razem z Mai! - oznajmiła i spokojnie skierowała błyskawicę w stronę Katary.
- Nieee! - krzyknął Zuko, rzucając się, by uratować ukochaną.
Zuko znów całe życie przeleciało przed oczami. A dokładnie ten moment doskonale odilustrował dzień, w którym Zuko wraz z Katarą zmierzyli się z Azulą. Wtedy książę także poległ by uratować osobę, którą już niedługo miał pokochać.
Władca Ognia z hukiem upadł na ziemię. Każdy zwrócił się w jego stronę. Chłopak leżał i trząsł się w czasie gdy błyskawica przechodziła przez jego ciało. Znów rozdrapano stare rany. Katara. Katara nie mogła ruszyć się z miejsca. Oszołomiona zapomniała o oddychaniu. Znów przed jej oczyma ukazał się upadający Zuko, który po raz drugi uratował jej życie.
Aang nie wytrzymał. Widząc skaleczonego przyjaciela i jego dawną miłość wstąpił w "Stan Avatara". Jego niebieskie strzałki wraz z oczami znów rozbłysły. Silna moc panująca w nim znowu
- Aang! Aang! Uspokój się! Nie w ten sposób! - wykrzyczała z daleka Ty Lee i zdążyła go złapać za ramię, tak jak za pierwszym razem Katara. Przed jego oczyma znów ukazał się tamten wątek. Pomyślał, że to Katara i uspokoił się. W tym czasie napastniczki zdążyły uciec.
- Zuko! - wykrzyczała zrozpaczona narzeczona, wyciągając za pomocą magii wodę z bukłaka.
- Kataro... - wypowiedział z ogromnym bólem, co jakiś czas mając drgawki po urazowe.
- Zuko, kochanie wszystko dobrze! - mówiła ze łzami w oczach lecz nie wiedziała co ma robić.
- Zanieśmy go do zamku! - rozkazał Aang.
CDN.
Subskrybuj:
Posty (Atom)